Uzależnienie często kojarzymy z substancją: alkoholem, narkotykami, lekami, dopalaczami. Ale w rzeczywistości problem rzadko zaczyna się w butelce czy strzykawce. Bardzo często zaczyna się w samotności.
Nie chodzi tylko o fizyczne bycie samemu. Chodzi o poczucie, że człowiek nie ma z kim porozmawiać, nie ma komu zaufać, nie ma komu powiedzieć prawdy o swoich emocjach. Właśnie dlatego wychodzenie z uzależnienia to nie tylko odstawienie substancji — to także odbudowa więzi, relacji i zaufania. I to jest coś, co w Monarze w Kęblinach widzimy każdego dnia.
Badania i praktyka terapeutyczna pokazują, że wielu uzależnionych jeszcze przed pojawieniem się nałogu zmagało się z:
niskim poczuciem własnej wartości,
przekonaniem, że nie zasługują na wsparcie,
brakiem bezpiecznych relacji,
lękiem przed oceną,
poczuciem niezrozumienia.
Substancja staje się wtedy „towarzyszem”:– nie ocenia,– nie odchodzi,– daje ulgę natychmiast.
Ale szybko prowadzi do jeszcze większej izolacji. Człowiek zaczyna ukrywać prawdę, wycofywać się z relacji, oddalać się od rodziny. W efekcie zostaje sam – bardziej niż kiedykolwiek.
Wielu podopiecznych Monaru mówi: „Po raz pierwszy w życiu poczułem, że ktoś naprawdę mnie słucha”.
To nie przypadek. Relacje mają moc, bo:
Kiedy człowiek czuje, że może powiedzieć prawdę bez wstydu, zaczyna naprawdę się otwierać. A to pierwszy krok do zmiany.
Wiele osób uzależnionych nigdy nie nauczyło się mówić o emocjach. Grupa i terapeuci pokazują, jak wyrażać złość, smutek czy lęk bez uciekania w substancje.
Gdy pojawia się wsparcie, człowiek widzi, że nie musi radzić sobie sam. Że nie musi być silny cały czas.
Świadomość, że ktoś wierzy w Twoją zmianę, jest motorem napędowym w trudniejszych momentach terapii.
Grupa jest jak lustro. Pokazuje nie tylko problemy, ale także zasoby, których wiele osób nie widzi.
Po terapii wielu podopiecznych mówi, że najbardziej boją się… powrotu do samotności. Bo to właśnie w momentach wycofania, braku rozmowy, braku wsparcia pojawia się:
głód substancji,
myśli: „nikt mnie nie rozumie”,
chęć ucieczki w stary sposób radzenia sobie z bólem.
To dlatego w Monarze tak duży nacisk kładziemy na tworzenie więzi — nie tylko podczas terapii, ale też po jej zakończeniu. Uczymy, jak budować zdrowe relacje z rodziną, jak odbudować zaufanie, jak prosić o pomoc i jak być dla kogoś wsparciem.
W ośrodku Monar w Kęblinach, podobnie jak w innych placówkach, grupa jest sercem terapii. Dlaczego działa?
Bo tu nikt nie jest sam.
Bo każdy zna ten ból.
Bo kiedy jedna osoba opowiada o swojej walce, druga czuje: „nie tylko ja tak mam”.
Bo w grupie pojawia się szczerość, która leczy.
To właśnie siła wspólnoty sprawia, że osoby uzależnione zaczynają wychodzić z izolacji i uczą się, jak być blisko ludzi — bez uciekania w substancje.
Rodzina nie musi znać fachowych terminów terapii. Nie musi też mieć „idealnych słów”.
Najważniejsze jest:
obecność,
cierpliwość,
rozmowa bez oceniania,
uważność,
gotowość do słuchania.
Dla osoby uzależnionej to często pierwszy krok do poczucia, że jest dla kogoś ważna — i że warto się leczyć.
To problem, który rozwija się w samotności i dzięki samotności. A terapia — zwłaszcza taka, jak w Monarze — jest drogą powrotu do ludzi. Do relacji, do rozmowy, do wspólnoty, do normalności.
Bo zdrowienie zawsze zaczyna się tam, gdzie kończy się samotność.
A website created by
ab-media.pl